Faustyna – SLS

Od dawna chciałam zmienić życie, podróżować i doświadczyć coś nowego. W końcu nie mogłam już więcej tego odkładać i stwierdziłam, że w dobie pandemii dobrym rozwiązaniem jest praca w innym kraju – podróżowanie i poznawanie innej kultury za pomocą pielęgniarstwa. Skandynawia zaciekawiła swym odmiennym klimatem, mentalnością i poglądami. Byłam też ciekawa tej chwalonej kultury pracy i “płaskiej hierarchii”.

Przy podjęciu decyzji o wyjeżdzie, największy wpływ miał ten fakt, że mogę pracować kilka tygodni, a następnie kilka tygodni mieć wolne – wydaje mi się, że to pozwoli na utrzymanie w miarę dobrych kontaktów z rodziną i przyjaciółmi.

Podczas pierwszych miesiący kursu, naukę udało się łączyć z pracą, jakoże można było opuszczone lekcje obejrzeć i odsłuchać ( dostosowując sobie prędkość nagrania), a wszystkie potrzebne materiały otrzymałyśmy. Z biegiem czasu jednak ilość godzin kursu zwiększała się, więc postanowiłam dla własnego komfortu odejść z pracy. Niektórym koleżankom z kursu udało się pracować do końca, inne bardzo chwaliły sobie zakończenie pracy i skupienie się przede wszystkim (nie będąc zmęczonym po 12 godzinnym dyżurze) na kursie. Sprawa indywidualna.

Spodobała mi się częstotliwość spotkań – jakoże widziałyśmy się prawie codziennie, nie musiałam wkuwać nowych słówek w wolnym czasie, wystarczyło powtarzanie je na zajęciach. Z drugiej strony, było to też wyzwaniem i czasami potrzebne było zrobienie sobie wolnego.

Bardzo spodobał mi się kurs online i nie wyobrażam przejście tej samej ilości materiału w weekend. Dzięki takiej wersji spotkań miałyśmy rozłożony materiał na większą ilość dni (co sprzyja nauce), w zaciszu własnego domu, z kubkiem ulubionej herbaty w dłoni, czasami nawet w piżamie. Wydaje mi się, że taki kurs online jest lżej wpasować w swoją codzienność niż wyjazdowy. Minusem spotkań online mogłaby być gorsza koncentracja, mniejszy stopień zaangażowania lub problemy z internetem.

Także, z tego powodu, że nie było możliwości podróżowania, powstał pomysł pracy w innym kraju. Jedyną przeszkodą było zrobienie testu na Covid przed wyjazdem i przebycie 10-dniowej kwarantanny w 4 gwiazdkowym hotelu w Norwegii ( w jednoosobowym pokoju była minilodówka a 4 posiłki dziennie były dostarczane pod drzwi).

W Norwegii pracuję jako pielęgniarka środowiskowa (hjemmesykepleier) na wyspach w okolicach miasta Ålesund, w którym z resztą mieszkam. Pierwsze tygodnie pracy są pełne wyzwań, nie ma co do tego wątpliwości. Czasami może się wydawać, że wcale nie znasz norweskiego, a chwilę później całkiem dobrze z kimś się dogadać – wszystko zależy od dialektu twojego rozmówcy. Zarówno większość personelu i pacjentów starają się jednak dostosować swój język do twoich możliwości, gdy dasz znak, że jest taka potrzeba. Jako niedoświadczony kierowca, na początku bałam się samodzielnej jazdy do pacjentów, ale teraz jest to jedną z najprzyjemniejszych części pracy. Tam gdzie jeżdzę, nie ma dużego ruchu i chociaż wiele dróg jest jednopasmowych, to zwykłe jest ustępowanie sobie drogi, są ku temu przeznaczone przydrożne wnęki. Dobra nawigacja i z przyjemnością się jeździ wśród pięknych widoków.

Z kolektywem w pracy miło mi się współpracuje. Gdy twierdzę, że potrzebuję powtórzenia nieznanej mi wcześniej procedury, przyjmują to ze spokojem. Mam wrażenie, że nie ma takiego pędu i napięcia jak na zwykłym oddziale szpitalnym w Polsce. Nawet gdy się śpieszy, to robi się to spokojniej, a wspólna przerwa jest ważną częścią dnia pracy.

Warunki życiowe i mieszkanie jak najbardziej odpowiadają – jest lodówka, pralka, piekarnik, naczynia, czasami tylko przepada internet. 

Pracując w Norwegii najbardziej się podoba: brak presji czasu, możliwość pozwolenia i pacjentowi pogawędzić przez chwilę i nie spieszyć się szczególnie przy wykonywanych czynnościach. Pielęgniarkę, która rozpoczyna pracę w Norwegii, oczekuje przejście przez etap początkowy, gdy tak badzo jest się ” zielonym.” Gdy dotkliwie odczuwa się brak dobrego zrozumienia norweskiego i nie można udawać, że się wszystko rozumie. Gdy na dobitkę ma się wysokie wymagania wobec siebie i chce się potrafić wszystko już od zaraz. Taka przyśpieszona nauka dystansu do samego siebie.

Dla osoby, która rozważa o pracy w Skandynawii, lecz nie może się zdecydować, poradziłabym zastanowić się nad swoją motywacją. Jeżeli jedyną przeszkodą na drodze jest lęk przed nieznanym i brak pewności siebie, to myślę, że warto spróbować. Sam kurs i wiedza, że mogę nauczyć się podstaw języka w dość krótkim czasie, dodał mi wiele pewności siebie.